Victor i Origin

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum KoYoKan | Sekcja Gliwice | Strona Główna -> Twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Szarik
Administrator



Dołączył: 29 Maj 2005
Posty: 209
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:36, 29 Maj 2005    Temat postu: Victor i Origin

(by inus)Ból. Czuł go prawie zawsze.Wykazywał na niego odporność, lecz jego ból był inny. Nie do zniesienia. Palący trzewia ogień. On go słyszał. On tu był.Czuł go. Zwodził go. Podświadomie nogi niosły go tam. Tam gdzie mógł posiąść potęgę. Nie czuć go. Przedzierał się przez gęstą puszczę trafiając do świątyni. Tam napotkał Mrocznego. Walczył z nim. Zabił. Jego podwójny miecz świetlny o srebrzystym kolorze ostrza przeciął na pół mroczną postać. Ciemna strona go pochłaniała. Ból. Miał przestać go czuć. Lecz teraz ból się powiększył. Łamał mu kości, rozsadzał czaszkę. Dusił się. I koniec. Zginął. Miał być potężny i nie czuć bólu. A zginął. Ciemna strona, prowadzi tylko do zniszczenia. Siebie i innych. (by Inus)


(moje)
...Lecz nagle jakaś siła przyciąga go spowrotem,znów zaczyna czuć.Słabo,ale czuje.Próbuje ruszyć palcami,ale nic z tego.Jego mięśnie są przepalone.Za każdą próbą wciągnięcia powietrza słyszał świst.Długi,przerażliwy i skrzeczący...
...Po dłużej chwili leżenia,obraz zaczął mu się dwoić i troić."NIE" pomyślał.Zaczą ruszać kończynami.Skóra,mięsnie kości były wciąż ciepłe.Ostrożnie opierając się o ścianę zrobił krok, który przeszył go nową falą bólu.Postanowił, że wyjdzie z tej przeklętej komnaty...
...
....
.....
Nareszcie powierzchnia,zniszczona do imętu.Tam gdzie kiedyś była trawa teraz rosły tylko jakiś szare badyle.Mężczyzna zrobił krok w ich stronę chciał sięgnąć po swój miecz świetlny,lecz go nie znalazł.Zebrał resztki sił i Mocą zrobił sobie cieniutką dróżkę.Poszedł przed siebie,zostawiają Mroczną Świątynię na Zachodzie.Podążał do domu.
Długa droga była dla niego bardzo męcząca.Jego stan pozostawał bez zmian.Słońce było wysoko,nad jego głową.Próbował sobie przypomnieć całe zdarzenie,ale nie mógł,nic nie pamiętał.Do tego ciągle czuł krew napływającą mu do mózgu, co nie pozwalało na skupienie.
Szedł i szedł,aż wkońcu usłyszał pierwszy odgłos nie wydawany przez niego,czy przez wiatr.Usłyszał krzyk dziecka.
"POMOCY!!!Ratunku!!!po...m...ooo...cy."
Omen rzucił się w stronę krzyku.Czuł nową siłę,inną niż kiedyś lżejszą dla ciała, ale równie silną.Gdy wbiegł na polanę zobaczył krew,czym prędzej ruszył w miejsce gdzie prowadziła cieniutka strużka osocza...
...Miecz, w ziemi był wbity miecz.Cały pokryty dziwnymi wgłębieniami.Gdy złapał za jego rękojeść i wyciągną go do góry klinga zaczerwieniła się.Potem stała się bardziej różowa, aż wreszcie rozbłysła oślepiającym blaskiem.Nie był to miecz świetlny,ale w rękach znakomitego wojownika, sprawował się równie skutecznie.
...Z mieczem w prawej dłoni biegł ile sił w nogach,mięśnie zaczęły pracować jak dawniej.Ból znikł...
...Wreszcie dotarł do wioski kałuża krwi, która swój początek miała gdzieś za rogiem była tu bardzo duża.Chyba się spóźnił.Ostrożnie, lecz rozważnie wystąpił ulicą na główny plac.Osoba, której szukał była poddawana straszliwym mękom.Sith...Lord Sith stał tuż przed nim,uśmiechną się ukazując swoje zęby.Całe w krwi.
Omen stał spokojnie,ostrze miecza zaczęło pulsować blaskiem, który stawał się coraz mocniejszy...
...
....Cios...jeden ...drugi i Lord Glardin wyją swoją broń.Miecz świetlny o dziwnym ostrzu.Bardzo nie typowym, jakby ruchomym.Podniósł ręce do góry i zadał cios ostateczny.Jasna klinga zablokowała cięcie i pchnięta przez Omena wbiła się w mostek Ciemnej Postaci...
Mężczyzna dysponował teraz ogromną siłą...Odkrył swoje przeznaczenie...Jego chęć pomocy wzbierała się...Kilkoma atakami pokonał resztę Sithów.Lecz pozostawił ich przy życiu.Podbiegł do rannej osoby był to mały chłopczyk.Wziął go na ręce i podbiegł do trupa, którego krew miała fioletowy kolor.Zabrał miecz i uciekł..
Nie daleko od całego zdarzenia Omen znalazł jaskinię.Na tyle dużą by poćwiczyć ruchy mieczem, ale to musiał odłożyć na później teraz jego głównym celem,było odratowanie dziecka.Moc, którą posiadał bardzo się przydała.Prawie, wszytkie rany udało mu się wyleczyć.Zostały tylko malutkie blizny oprócz tej na brzuchu.Cięcie musiał być straszliwe.Przecięło wszystkie wnętrzności mimo to chłopak przeżył.Był kimś ważnym i silnym zarazem,a to niebezpieczna mieszanka.Wiedział o tym od ojca, który mu opowiadał o bardzo starych czasach,w których żył pewien człowiek zły człowiek, ale imienia nigdy nie poznał...
...gdy dziecko zasnęło,wziął swoje miecze i powoli powtarzał wyuczone ruchy.Coraz szybciej,i szybciej...
...
....
.....
......
Nastał dzień mały obudził się około południa.Chciał złapać się za brzuch gdy wtem z cienia wyłonił się mężczyzna z dwoma mieczami.Jednym u pasa drugim zawieszonym przez plecy.
-Nazywam się Omen.A ty??
Chłopiec milczał
-Rozumiem.W takim razie powiem Ci coś o sobie- kontynuował mężczyzna
-Kiedyś byłem uczniem osoby, która Cię zraniła-ucichł bo chłopiec nagle wykrzywił twarz, ale nic nie powiedział
-Ale zdradził mnie,bo nie chciałem być Sithem.Czyłem że coś jest nie tak.Że potrzebuję czegoś innego.Że nadaję się gdzieś indziej.Musisz mi pomóc wybrać nowe imię.Omen kojarzy się mrocznie.A ja nienawidzę ciemności i mroku.
-Orgin
-co??-zapytał zdziwiony człowiek
-Orgin brzmi łądnie,mocno ale nie źle.Mam na imię Victor.Mój ojciec był w Radzie Jedi,matka też.Umiem robić miecze świetlne.Chcesz mogę twój przerobić.
Orgin wyciągnął za pasa swoją nową broń podał chłopcu.ten wyciągną z kieszeni kryształ.Jasno niebieski.Włożył go na miejsce starego.i włączył.Kolor który dawał ,sprawiał wrażenie głębokiego.Orgin wpatrywał się coraz bardziej i myślał że tonie...
Otrząsną się.Wziął miecz od chłopca i czym prędzej wyłączył.Bał się go.W jaskini przesiedzieli kilka dni.Orgin polował na zwierzynę,używając mocy i nowego miecza.Powoli się do niego przezwyczają.W między czasie Victor wypoczywał i majstrował coś przy klindze miecza,na którym wciąż znajdowała się fioletowa maź.
...
....
.....
Czas w drogę.Poniosę Cię,chyba, że chcesz to mogę Cię unosić w powietrzu.Orgin wiedział, że dzieci lubią być unoszone na niewielkie wysokości za pomocą Mocy.Sam przecież był kiedyś dzieckiem.
Dotarli do mista,a wzasadzie mieściny.Kilka ulic,kilka domów,karczma,hotel i dziwny gmach.Czarno-biały jego wygląd przyciągał wzrok,aż chciało się tam iść...Zrobił krok w stronę budynu,gdy przypomniał sobie o chłopcu.Czuł jego strach.Zawrócił.Zjedli porządny obiad i poszli spać.Chłopiec miał pełno wartościowych rzeczy, za które wszystko zapłacił.
Następnego dnia wykupili od okolicznego handlarza stary pojazd z Naboo,lecz bez działka.Widocznie ktoś je kupił wcześniej.Machina ruszyła ciężko.Była stara,duża z innym silnikiem.Miomo niedogodności dotarli na miejsce.Enklawa Jedi...
...
....Orgin podniósł chłopca z siedzenia i kroczył drużką w stronę drzwi.Otworzyły się bez problemu,co go troszkę zdziwiło.W środku wszystko było, piekne.Schody z marmuru,ściany z diamentu...
...Trach...Orgin padł na ziemię,i za wszelką cenę starał się utrzymać chłopca w powietrzu.Jego moc był silna.Krew ciurkiem ściekała mu z czoła.Wstał.Zaczął krzyczeć"Przepraszam,błagam o wybaczenie"...Gardło zacisnęło mu się,nie mógł nic powidzieć.Victor ciągle wisiał w powietrzu,cała uwaga Orgina była skierowana na niego...
-Witaj Omenie,czyżbyś zrozumiał swój błąd,czy może twój Mistrz chciał Cię zabić??
Mężczyzna nadal nie mógł nic powiedzieć
-Ty bezczelna świnio,odowiadaj!!!Heheheeehhehe!!!!Gówno potrafisz.Zawsze wiedziałem ,że jestem od Ciebie lepszy.
-Puść go, Sarinie,odezwał się metaliczny głos.
Orign złapał oddech i sprowadził chłopca bezpiecznie na Ziemię.
-Przyniosłem go do was.Glardin chciał go zabić.Jest silny,i chyba ważny.
-Masz rację-odezwał się głos.
Origin znał tę twarz.Spojrzał w dół na tłów.Zobaczył dziurę,na wysokości mostka...
Chwycił miecz.Jego ostrze wciąż go przerażało.Chłopiec poleciał pod sam sufit,odziwo nikt nie użył mocy.Nikt oprócz Victora.Origin podniósł rękę do góry.Z jego palców wystrzeliły snopy iskier,które po chwili zamieniły się w błyskawice...Sarin oberwał.Poleciał na najbliższą ścianę zostawiając na niej wnętrzności.Świst jasno niebieskie światło cięło Ciemną Postać...Znów na ziemi pojawiła się fioletowa krew.Orgina zabrał dolną część tułowia ofiary wybiegł z budynu,a chłopiec poleciał z nim.Odpalili pojadz.Ryk silnkia ,był niesamowicie głośny.Kurz powoli opadał...
...
....
.....
......
Część zwłok zaczęła śmierdzieć.Origin użył mocy i wrzucił resztę ciała to rzeki.NIe chciał mieć nic wspólnego z ofiarą.
Datooine
Przed nimi wznosi się Enklawa Jedi.Wchodzą nie pewnie,czujnie wypatrując wroga.Okrązyli ich.Ludzie w kaprurach.Dziesięć mieczy świetlnych rozbłysło w pomieszczeniu.
-Jak śmiesz się tu pokazywać?Morderco.
Origin padł na ziemię z rękami ku górze.Wszyscy zamienili między sobą spojrzenia.
-Nie damy się nabrać na twoje sztuczki
Origin wstał wyciągną miecze położył na ziemi i pchną.
-Przyniosłem wam chłopca.Lord Glardin chciał go zabić,mnie też.Nawróciłem się.Zaprowdźcie mnie przed oblicze Rady.
Obrady Rady Jedi
-Nawróciłeś się powiadasz??Strona Jasna jest mocna w tobie.Czuję to.
-Wiem,o tym.-odparł ze spokojem Origin.
Wojna
-Origin leć na pomoc grupie Jedi gdzie jest Yoda.Szybko!!
Nogi niosły go ku celu,choć nie dokońca wiedział gdzie to jest...
"AAAAaaaa" "Gnoju zginiesz" "Kur** puść moją nogę!!!"
Odgłosy wojny słyszane przez Origina były straszne.Chciał o tym nie myśleć,ale wtedy jeszcze bardziej wdzierały mu się do głowy.Jego miecz zaczął dziełać.Jasno niebieskie ostrze pochłaniało malutkie atomy.Kilka cięć,ruchów,parad,i wymachów został on i Jedi.Wtem rycerze jasnej strony mocy zaczęli się cofać.Szybko.Przewcali się nawzajem,potykali o zwłoki i ich oręż.Ich zbawca obrócił się zobaczył metaliczne oczy wpatrzone prosto w jego miecz.
-Ja..jakim cudem żyjesz??Zabiłem Cię?!Wyrzuciłem pól z Ciebie do rzeki jak to możliwe.
-Zawsze widziałem, że nie posiądziesz w pełni mocy, którą ja prezentuję.-Odezwał się metaliczny głos
-Czas na śmierć.-powiedział drugi również metaliczny.
Obie postacie były identyczne.Te same rany,blizny.Ten sam głos i oczy.I ta dziura w mostku.
Zaatakowali w tym samym momencie.Błysk.Odlecieli na kilka metrów.
-Mam kilka asów w rękawie-Powiedział Origin
Jego miecz się zmienił,z drugiego końca wyrosła druga klinga.
Trója rycerzy walczyła jak opętana,kurz wpadał im do oczu.Co drażniło spojówki.Walka wzmaga się coraz bardziej kurz,staje się nieznośny ale walczą dalej.Wszystko ucichło.Pył powoli opadł w jego resztkach rysowały się kontury dwóch postaci...
...Dwóch innych postaci...Miecze znów rozbłysły atak,cios i koniec .Został tylko Origin.Rzucił miecz do Yody .
-Daj go Victorowi
Uniósł ręce do góry .Z nieba spadła smuga światła energia wezbrała.Origin skumulował ją wokoło siebie i jego wrogów leżących na ziemi."ŁOMOT"W niebo wystrzelił słup iskier.Ziemia zadrżała.Od centrum wybuchu zaczęła się uginać i falować.Trwało to krótko...
...
...
....
Gdy kurz zmieszany z dymem opadł Yoda zobaczył wielki krater,a w jego wnętrzu zwłoki Origina.

15 lat później

Victor ma już 27 lat. Jego opanowanie i spokój są zaskakujące. Od śmierci Origina nie robił nic innego tylko ćwiczył jego bronią, i poznawał coraz głębsze tajniki Mocy. Wszyscy zastanawiali się, czemu? Zło zostało prawie całkowicie wyeliminowane. Nie miał, na kim się mścić przecież Lord Glardin nie żyje!

Kolejne godziny mijały na ćwiczeniu ruchów mieczem, jego jasno niebieski blask miał, na Victora uspokajający wpływ. Nie bał się w przeciwieństwie do Origina. Druga broń jego zmarłego przyjaciela była doskonała. Przeszła liczne ulepszenia, Victor poddawał ją licznym zabiegom tylko jemu znanym. Młody Jedi czuł ostatnimi czasy dziwne mrowienie na karku, gdy myśl o Zbawicielu(bo tak teraz ludzie mówili o Originie).Młodzian przeszedł szkolenia u wszystkich Mistrzów Jedi, zdał celująco, teraz postanowił sprawdzić się w praktyce.

Ostanie regiony Galaktyki zaprzątane wojnami

-Drużyna czerwona, atakujcie od frontu. Niebiescy za mną, żółci czekajcie w pogotowiu. Zieloni jesteście do dyspozycji...Bzzz...Gene...bzzzzz....umy...bzzz
-Tu mostek tracimy łączność z głównym dowódcą. Zieloni do Generała Karkumy. Koniec
Drużyny rozdzieliły się, w zupełnie innym szyku niż było podane w komunikacie. Republika miała już wcześniej wszystko zaplanowane, te rozmowy były tylko przynętą...wiedzieli, że są na podsłuchu...
...Mieli tylko jedne sygnał do ataku...
-"Burza"
Wszytkie myśliwce i inne pojazdy bojowe ruszyły. Obkrążyli wroga, lecz to nie oto chodziło. Główny szturm dopiero nadchodził...

Opowaidanie ma całkiem sporo błędów stylistycznych.
(moje)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum KoYoKan | Sekcja Gliwice | Strona Główna -> Twórczość Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin